The city is asleep. Streets are covered with lights, empty, quiet and quieter ...
You rub your eyes without believing that it is necessary again, he has just eaten, or maybe not, maybe it was yesterday; phone flash - you already know that it's the middle of the night, it doesn't matter, you feed again, then you scroll, cuddle in sleepy embrace, finally fall sleep, not sure which first fell off. Your breath is still so fast, the emotions slow down, the smell and taste of this adventure spell a shiver despite the heat, you’re lost in thoughts caused by the uncertainty of the situation, but this confusion loses with disarming sense of fulfillment. The blanket on the face, the staff exhaustion together with a glass of wine gets into your head heavily, and the consciousness of the overloaded yesterday and the prospect of weary tomorrow pulls the hotel linen even tighter, for a moment let the luxury of non-existence last.
The neon lights are slowly neutralized, and traffic is slowly increasing ...
A violent awakening, a shock, a moment of focusing thoughts, where I am and what I do, what is happening to me, around me; slowly, just calm down - it's a daily call to a series of motherly duties, the day is barely rising, and the little man is already ordering to speed up, to hurry up again. You pull someone else's shirt you did not plan wear at all, dream of coffee makes you almost smell it and even feel the taste of fresh bakery of hotel’s breakfast, the day begins and conscience reflected in the mirror combined with lack of loneliness stimulates faster than caffeine. Damn alarm clock, the reluctance to get out of bed makes the pain stronger than the yesterday’s alcohol, step by step, the fight continues and again call of duty wins.
The sun is shining, birds are singing but completely drowned out in the bustling city.
Middle of chaos, earthquake, feeding, cleaning, laundry , cold coffee, making him sleep, sweeping, scrambling, cold tea, lunch - not yours, yours will wait, unless today sandwich is enough, you’ll eat it faster with less work afterwards; suddenly the first smile - the overwhelming joy makes nothing and no one else matter. An awkward farewell, stealthy glance, little hope is scolded by the awareness of the consequences of the decision; your twisted world gets slowly back to normal, causing you strangely joyful and calm. Another day of unspecified rest, filled with reluctantly renewed to-do-lists, the sea of coffee helps to speed up a bit, and for a moment you forget about the unbearable need to do things that are far, far away from your today.
Wherever you are - I wish you a wonderful day.
***
Miasto śpi. Ulice oświetlone i puste, ciche i cichsze…
Przecierasz oczy nie wierząc, że to znowu konieczne, dopiero jadło, a może nie, może to było wczoraj; błysk telefonu-wiesz już, że to środek nocy, nieważne, karmisz ponownie, potem przewijasz, tulisz w zaspanych objęciach, usypiasz, nie mając pewności które pierwsze odpadło. Oddech jeszcze przyspieszony, emocje powoli opadają, zapach i smak przygody przyprawiają o dreszcz pomimo gorąca, mętlik myśli powodowany niepewnością sytuacji przegrywa z rozbrajającym uczuciem obcego spełnienia. Kołdra na twarzy, służbowe zmęczenie przyprawione lampką wina pulsuje w skroniach, a świadomość przeładowanego wczoraj i perspektywy wykańczającego jutra naciąga hotelową pościel jeszcze szczelniej, niech choć przez chwilę trwa luksus nieistnienia.
O poranku powoli wygaszane są neony, a ruch uliczny powoli się wzmaga…
Gwałtowne przebudzenie, szok, chwila na skupienie myśli, gdzie jestem i co robię, co się dzieje ze mną, wokół mnie; powoli, tylko powoli - to codzienne wezwanie do szeregu matczynych powinności, dzień dopiero niemrawo wstaje, a mały człowiek już nakazuje przyspieszać, pędzić. Wciągasz cudzą koszulę, której nie planowałaś, marząc o kawie czujesz prawie jej zapach i smak świeżego pieczywa hotelowych śniadań, dzień się rozpoczyna a sumienia odbicie w lustrze połączone z brakiem samotności pobudza prędzej niż kofeina. Majaczy budzik, niechęć zwleczenia się z łóżka przyprawia o ból silniejszy od tętniących procentów dnia wczorajszego, noga za nogą, walka trwa i ponownie wszystko wskazuje na wygraną poczucia powinności.
Słońce, śpiew ptaków kompletnie zagłuszony tętniącym życiem miasta…
Pełen harmider, trzęsienie ziemi, karmienie, sprzątanie, pranie, zimna kawa, usypianie, ogarnianie, przewijanie, zimna herbata, obiad-nie twój, twój potem, chyba, że dzisiaj kanapka, wystarczy, jedzona na stojąco, bo szybciej i przy mniejszym nakładzie pracy i późniejszego sprzątania, nagle pierwszy uśmiech-radość wszechogarniająca, sprawiająca, że nic i nikt inny prócz tej maluteńkiej istoty się nie liczy. Niezgrabne pożegnanie, ukradkowe spojrzenie, drobna nadzieja zbesztana prędko znajmością konsekwencji podejmowanych decyzji; zachwiany obraz rzeczywistości wraca do pionu wzbudzając dziwnie radosny spokój. Rozpędził się na dobre kolejny dzień nieokreślonej reszty, wypełnionej po brzegi niechętnie dopisywanymi do listy najpilniejszymi zobowiązaniami, morze kawy pomaga przyspieszyć i na chwilę zapomnieć o nieznośnej konieczności wykonywanych czynności, których kres jest daleko, dzisiaj za daleko.
Gdziekolwiek jesteś- życzę Ci udanego dnia…
No comments:
Post a Comment